Listy do świętego Mikołaja



Zbliżał się 6 grudnia. Św. Mikołaj siedział i czytał listy,
które mu dzieci przysyłały przed jego imieninami.
Starego biskupa, przez wszystkich w niebie kochanego,
otoczyły aniołki.
Otwierały mu listy i porządkowały.
Czasem święty staruszek nie mógł sobie poradzić z kulasami nabazgranymi przez jakiegoś dzieciaka, który dopiero zaczynał poznawać ciężką i trudną sztukę pisania.
Wtedy aniołki brały na jego prośbę taki list w swoje delikatne ręce i odczytywały go świętemu na głos.

- Co on tam napisał? - zapytywał z troską święty.
- Weź to i popatrz, bo nie mogę odczytać tych bazgrołów.

Aniołek wziął kolejny list i odczytał:
- Proszę Cię, święty Mikołaju, żebyś mi przyniósł kolej.
- Aha, kolej. A dalej co?
- Taki pociąg, żebym się zmieścił w nim i ja, i mój piesek Ciapek, i mój kociak Łapek".
- Żeby były długie szyny. Bo chcę objechać swoim pociągiem dookoła świat".

- No, no, no. Skąd on taki wędrowniczek. A tu co napisane?

Aniołek wziął list. Po chwili zaczął:
"Przewielebny św. Mikołaju! Proszę Cię, żebyś mi przysłał kiełbasę prawdziwą. Taką długą, żeby mi starczyła do następnego roku.
A w przyszłym roku poproszę Cię o taką samą".

- Skąd on ma taki apetyt na kiełbasę - zdziwił się święty.

Następny list był trudny do odczytania. Święty Mikołaj podał aniołkowi pomarszczoną kartkę papieru.
- Czytaj, czytaj. Szkoda czasu. Tyle jeszcze listów do odczytania. - powiedział święty

- "Święty Mikołaju! Nie proszę Cię o żadne zabawki, ani łakocie.
Proszę Cię tylko o jedno. Uzdrów moją Mamę."

Zrobiło się cicho. Po chwili milczenia św. Mikołaj spytał:

- To już wszystko co tam napisane?

- Jeszcze nie. "Moja Mama jest ciężko chora od dawna i żadne lekarstwo nie pomaga.
Lekarze powiedzieli: Już tylko Bóg może ją uratować.
Pomyślałem sobie, że do Pana Boga niełatwo się dostać,
bo przecież tylu ludzi wciąż Go o coś prosi,
wobec tego piszę do Ciebie,
abyś Ty wstawił się za moją mamą do Pana Boga."

Święty Mikołaj poprosił aniołka, aby mu pokazał to dziecko.
Aniołek rozejrzał się po Ziemi i wskazał. Św. Mikołaj zmrużył oczy i popatrzył pilnie, choć to mu nie było potrzebne.
Zobaczył chłopca w szpitalu przy łóżku matki.

- To znaczy, że żyje.

Podniósł się żwawo z fotela.
- Ja tu zaraz przyjdę.
- A gdzie idziesz święty Mikołaju?
- Jak to gdzie? - zdziwił się święty. - Do Pana Boga,
żeby Go prosić o zdrowie matki.


- Ks. M. Maliński